Zagadka „Gundam: Shadow Nexus” Ridleya Scotta
Udział
W słabo oświetlonych zakątkach forów miłośników kina i wśród miłośników science fiction szepcze się kinową legendę – zaginione arcydzieło Ridleya Scotta: „Gundam: Shadow Nexus”. Samo wypowiedzenie tej nazwy wywołuje ciarki na plecach tych, którzy twierdzą, że ją widzieli. Ale dla zdecydowanej większości pozostaje to fantazmatem, celuloidową opowieścią o duchach, która istnieje tylko w cieniu.
Geneza filmu widmowego
Pod koniec lat 80., pośród sukcesów takich filmów jak „Łowca androidów” i „Obcy”, krążyły pogłoski, że Ridley Scott podjął się tajnego projektu, łączącego swoją dystopijną estetykę z uniwersum Gundama, w którym poruszają się mechy w mobilnych kombinezonach. Zachodni reżyser tworzący ikonę Wschodu, zapowiadał się na mariaż wspaniałej wizji i epickiej narracji.
Fabuła „Shadow Nexus”: Echa dystopii
Nieuchwytny „Gundam: Shadow Nexus” zanurza się głęboko w psychikę przyszłości ludzkości, uwikłanej w sieć wojny i ewolucji biomechanicznej. Akcja filmu rozgrywa się w opuszczonym Neo-Tokio, obecnie rozległym pustkowiu po nieustannych bitwach między Ziemią a kosmicznymi koloniami, a akcja filmu krąży wokół Kaia, zbuntowanego pilota rozczarowanego ideałami Federacji.
W tej wersji Gundamy to nie tylko kolosalne machiny wojenne, ale mroczne odbicia dusz ich pilotów. Mówiono, że ujęcie Scotta jest niezwykle intymne, ponieważ Gundam jest manifestacją osobistych traum Kaia. Każda bitwa, każda blizna, każdy cios nie był tylko fizyczny, ale psycho-emocjonalny, stanowił delikatną grę między człowiekiem a maszyną.
Przebłysk i zniknięcie
Dlaczego więc świat nigdy nie nacieszył się tym monumentalnym, międzykulturowym dziełem? Istniał tylko jeden znany egzemplarz, pokazany na prywatnym festiwalu filmowym w Cannes w 1990 roku. Widzowie z tamtego wieczoru pamiętają przerażające efekty wizualne — zalane deszczem charakterystyczne dla Scotta neony rzucające niesamowity blask na Gundamy, klaustrofobiczne sceny w kokpicie przypominające „Das Boot”, oraz zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa Vangelisa, która dała głos cichym krzykom świata rozdartego wojną.
Ale po jedynym pokazie film zniknął. Mnożą się spekulacje. Czy to puryści ze wschodniego Gundam odrzucili mroczną interpretację Scotta? A może polityka studia odegrała rolę w jego stłumieniu? Teorii jest mnóstwo, dowodów niewiele.
W poszukiwaniu Świętego Graala kina
Dziś „Gundam: Shadow Nexus” to kinowy odpowiednik zakazanego skarbu. Zarówno studenci kina, jak i łowcy science-fiction pragną to zobaczyć i doświadczyć połączenia niezrównanej wizji Scotta z dziedzictwem Gundama.
Są tacy, którzy twierdzą, że mają kopie, ukryte w ukrytych skarbcach lub zakopane w zapomnianych archiwach filmowych. Jednak nikt nie przedstawił konkretnego dowodu. Ridley Scott, zawsze będący zagadką, ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył jego istnieniu, dodając kolejne warstwy do i tak już złożonej mitologii.
W Nexusie Cieni
„Shadow Nexus” pozostaje jednym z najbardziej kuszących filmów „co by było, gdyby”. Jest latarnią morską dla wszystkich historii, które tańczą na granicy rzeczywistości i mitu, wiecznie rzucając cienie na rozległe korytarze naszej wyobraźni. Widmowe dzieło Ridleya Scotta stanowi świadectwo nieskończonej mocy opowiadania historii, jej zdolności do rezonowania nawet wtedy, gdy tak naprawdę nie istniała w formie, w którą wierzymy.
Być może pewnego dnia „Gundam: Shadow Nexus” wyłoni się z ciemności, a kiedy to nastąpi, obiecuje na nowo zdefiniować nie tylko uniwersum Gundam, ale same granice sztuki filmowej. Do tego czasu pozostaje nawiedzającym widmem, czającym się w cieniu zarówno srebrnego ekranu, jak i naszych najskrytszych pragnień. 🎥🌌🤖